Tytuł może trochę mylący, bo nie pierwszy raz graliśmy w
Battletecha na zasadach
Quick Strike'a, ale wczoraj pierwszy raz rozegraliśmy partię samemu, u mnie w domu, nie na konwencie.
Wrażenia z zasad i dynamiki gry jak najbardziej pozytywne. Do pełni szczęścia brakowało tylko zbalansowanego scenariusza, jednak na swoje usprawiedliwienie powiem, że scenariusz, który rozegraliśmy nie był w żaden sposób testowany. Do rzeczy jednak.
Akcja gry miała miejsce tuż przed Inwazją Klanów. Na przeciwko siebie stanął ComStar (który w tym okresie potajemnie wspierał Klany) i Zjednoczenie Draconis. ComStar miał za zadanie doprowadzić swojego dowódcę w Atlasie w szóstej rundzie do lądowiska, skąd ten miał zostać zabrany przez transportowiec. Jeżeli by mi się to udało, strona ta dostałaby 20 punktów zwycięstwa. Zniszczenie Atlasa dawało 20 punktów Kuritom. Drugim celem dla ComStaru było zniszczenie maszyny dowódcy lanc Zjednoczenia Draconis - Battlemastera (także 20 PZ). Kurici natomiast jako drugi cel mięli za zadanie zniszczenie stacji nawigacyjnej ComStaru (na zdjęciu to ten mały budynek w dolnym rogu po prawej, z obłą kopułą), co opóźniłoby przylot transportowca o dwie rundy. zadanie również warte 20 PZ. Kolejne punkty zwycięstwa można było zdobyć za zniszczone maszyny przeciwnika (każda maszyna była warta tyle, ile wynosiła jej wartość tonażu według zasad
QS, wyjątkiem były maszyny dowódców warte o 1 punkt więcej, ponieważ ich wartość pilotażu wynosiła "3", pozostałych zaś mechów standardowe "4"). Każda strona miała oddziały o łącznym tonażu 20.
Sama rozgrywka była niestety jednostronna (co nie znaczy, że gra nie dała mi dużo radości). Prowadziłem oddziały ComStaru składające się z:
2x Stinger STG-3R
2x Marauder MAD-3R
1x Shadow Hawk SHD-2H
1x Rifleman RFL-3N
1x Atlas AS7-D
1x Crusader CDR-3R
Rozgrywkę rozpoczynałem na węższej części stołu, na zdjęciu na pierwszym planie. Po drugiej stronie stanęli dowodząc lancami Kuritów Piotr (Hobbit):
2x Wolverine WVR-6R
2x Battlemaster BLR-1G
i Łukasz (Egon):
2x Archer ARC-2R
2x Locust LCT-1V.
Wynik końcowy to 45 do zera dla Kuritów, grę zakończyliśmy po czwartej rundzie. Piotr wystrzelał mojego Atlasa stojąc w lesie na wzgórzu, natomiast Łukasz zniszczył stację nawigacyjną dwoma Locustami. O nierównej grze zaważyło przede wszystkim złe ustawienie terenu (odkryta przy krawędzi stołu przestrzeń pozwalająca Locustom praktycznie od początku strzelać do stacji nawigacyjnej oraz las na wzgórzu, który w założeniu miał utrudnić strzelanie Kuritom, a tylko im pomógł, gdyż mechy Draconisu stanęły na jego skraju, rażąc Atlasa, a samemu kryjąc się w drzewach przed ostrzałem). Źle dobrałem też wytrzymałość stacji nawigacyjnej - miała ona 5 punktów pancerza i 5 punktów struktury wewnętrznej (krytyk to rzut 1k6, gdzie przy rezultacie "1" stacja miała eksplodować, "2-6" bez efektu), jednak jako obiekt stacjonarny dawała strzelającym modyfikator do trafienia -4, co powodowało, że na średnim dystansie była trafiana na 2+.
Myślę, że scenariusz da się dopracować i jeszcze go powtórzymy. Resztę wieczoru spędziliśmy grając w
Wings of War, grę równie przyjemną.
ps. Dziękuję Michałowi za zdjęcia.